Film "Symetria" w aspekcie prawnym

Obejrzałem niedawno "Symetrię" w reżyserii Konrada Niewolskiego. Prawdziwy majstersztyk, zwłaszcza we wszechogarniającym nas dziś zalewie filmowej tandety. Ale to nie laurkę zamierzam tu napisać. Moim zdaniem w kinie realistycznym należy aż do bólu dbać o detale, a nie byłbym sobą, gdybym nie wychwycił w tym filmie kilku wątków, które można było nieco bardziej wycyzelować. Ponieważ na życie zarabiam jako prawnik i na tym się znam, siłą rzeczy to tej właśnie problematyki ograniczę swoje wywody.

Kolejność przyjmę przypadkową. Chodzi mi tak naprawdę o aspekt prawny pozbawienia głównego bohatera Łukasza Machnackiego (w tej roli Arkadiusz Detmer) wolności. Ofiara przestępstwa oskarża Machnackiego o rozbój. Już w pierwszych scenach filmu przesłuchujący go policjant (milicjant?), znakomicie zagrany przez Stanisława Penksyka, oświadcza: Zostaniesz zatrzymany na podstawie art. 210 kodeksu karnego. Fakt, był taki przepis i rzeczywiście dotyczył rozboju, ale przestał obowiązywać wraz z zastąpieniem kodeksu karnego z 1969 r. - kodeksem karnym z 1997 r., obowiązującym od 1 września 1998 r. Premiera filmu "Symetria" miała miejsce w 2004 r., więc to już trochę nie ten czas. Ale ok, przyjmujemy, że akcja osadzona jest przeszłości i nowy kodeks karny jeszcze nie obowiązuje (nawet jeśli nad kinem, z którego Machnacki wychodzi, wisi napis Silver Screen, a sieć ta - proszę poprawić mnie, jeśli się mylę - za czasów starego k.k. jeszcze nie działała). Dlaczego jednak przesłuchujący używa czasu przyszłego? Początek zdania wypowiedziany zostaje niezbyt wyraźnie, ale po kilku odsłuchaniach nie budzi mojej wątpliwości, iż padają słowa "zostaniesz zatrzymany", a nie "zostajesz zatrzymany" albo "zostałeś zatrzymany". Tymczasem Machnackiego już zatrzymano! Nastąpiło to w momencie, kiedy grupa nieumundurowanych funkcjonariuszy wciągnęła go do samochodu. Zatrzymanie to czynność faktyczna, a policjant prowadzący przesłuchanie - choć wygląda na starego wygę - nie odróżnia zatrzymania od aresztowania.

- Poszkodowana wskazała ciebie jako sprawcę - kontynuuje policjant. I znów mała niedokładność. "Poszkodowany" to termin raczej cywilistyczny, oznaczający kogoś, kto poniósł szkodę majątkową. Prawo karne, odnosząc się do ofiary przestępstwa, operuje pojęciem "pokrzywdzony" i policyjny wyjadacz na pewno o tym wie. Nie przejęzyczył się, bo po krótkiej wymianie zdań z zatrzymanym jeszcze raz używa tego słowa. No ale znów, załóżmy, że celem jest pokazanie, iż w filmie naprzeciw głównego bohatera "Symetrii" siedzi człowiek niezbyt błyskotliwy, a ja się czepiam. Problem polega na tym, że o poszkodowanej będzie również wspominał obrońca. Dwóch mało błyskotliwych ludzi obeznanych w procedurze karnej - to chyba nierealne. Podejrzewam, że nie odróżniono tu po prostu "pokrzywdzonej" od "poszkodowanej". W mowie potocznej pojęć tych używa się zamiennie, ale w języku prawnym i prawniczym to niedopuszczalne.

W kolejnych scenach Machnacki na spotkaniu ze swym adwokatem dowiaduje się, iż napadnięta przez niego rzekomo staruszka w kilka godzin po napadzie zmarła na wylew. Bardziej prawdopodobne byłoby przyjęcie, że nastąpiło to w kilka godzin po okazaniu. Nie jest co prawda wykluczone, iż wypadki potoczyły się wyjątkowo szybko, a więc wedle schematu: ofiara powiadamia o napaści policję (choć telefony komórkowe nie były wtedy tak rozpowszechnione, jak dziś, a poza tym doszło do rozboju i pani najpewniej telefonu nie miała - może jakaś dobra dusza zaoferowała jej pomoc), ta zatrzymuje Machnackiego (akurat przechodził), pędem przewozi na komisariat (budynek musiał znajdować się bardzo blisko, a funkcjonariusze najwyraźniej nie lubili poruszać się pieszo po deszczu i wzięli samochód) i dokonuje okazania staruszce, która jak się wydaje cały czas tam siedzi i czeka na powrót radiowozu (na ogół pokrzywdzeni jeżdżą po mieście z policjantami, rozpoznając przechodniów już na ulicy). Niby możliwe. Ale mało prawdopodobne.

- Prokurator prowadzi sprawę z urzędu i chce panu dodatkowo postawić zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci - informuje adwokat podczas widzenia. Nie do końca wiadomo, o co tu chodzi. Sprawę o rozbój prokurator zawsze prowadzi z urzędu, a adwokat zdaje się dawać do zrozumienia, że skoro prokurator działa z urzędu, to on jako obrońca ma trudniej - albo że ponieważ prowadzi z urzędu sprawę o rozbój, to jeszcze może postawić ów dodatkowy zarzut. To nie tak. Pomijam już, skąd adwokat wie, co chce zrobić prokurator. Pamiętajmy, że oskarżyciel jest przeciwnikiem obrońcy i na ogół raczej nie pali się do ujawniania mu swoich zamierzeń.

Ktoś powie, że to wszystko drobiazgi. Może i racja. Idźmy jednak dalej. Sytuacja Machnackiego została przedstawiona tak, że widzowie - a przynajmniej ja - odnoszą wrażenie, iż został wrzucony w tryby bezdusznej machiny, gdzie aparat opresji jest wszystkim, a jednostka niczym. Nikt mu nic nie mówi, bohater "Symetrii" nie wie zwłaszcza, jak długo będzie jeszcze przebywał w areszcie, bezradnie pyta o to adwokata na którymś z kolei widzeniu. Aparat opresji może i bywa bezduszny, ale wspomniany motyw to moim zdaniem jeden z większych mankamentów w prawnej obudowie filmu. W Polsce od wielu już lat tymczasowe aresztowanie znajduje się w gestii sądu i jest obwarowane terminami. Innymi słowy, jeśli sąd postanawia kogoś aresztować, to na czas określony. Tak samo przy przedłużaniu aresztu. Dlatego za błąd uważam zdanie padające z ust policjanta, który na pierwszym przesłuchaniu oznajmia Machnackiemu: Prokurator zadecyduje, co z tobą zrobić. Chyba, że chodziło o decyzję o przekazaniu go do dyspozycji sądu albo zwolnieniu. Tak czy inaczej, Machnacki powinien wiedzieć, do kiedy jest aresztowany.

- Postępowania w takich sprawach ciągną się miesiącami - usprawiedliwia się obrońca. Jest raczej mało prawdopodobne, aby tak właśnie powiedział. W Polsce postępowania karne w ogóle ciągną się miesiącami, nie tylko "w takich sprawach", a więc w sprawach o rozbój czy - szerzej - z użyciem przemocy.

Podobnych mankamentów, dla wielu pewnie niezauważalnych, ale mnie kolących w oczy, jest zresztą w filmie "Symetria" więcej. Ot, choćby przywołana już scena, w której adwokat podczas widzenia mówi o tym, że prokurator chce postawić dodatkowo zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. W domyśle: więcej zarzutów, to i większe prawdopodobieństwo, że Machnacki jeszcze w areszcie posiedzi. Słowo "dodatkowo" jest tu zupełnie nieuzasadnione. Zgodnie zarówno z tym starym, jak i obecnie obowiązującym kodeksem karnym jeden czyn może stanowić tylko jedno przestępstwo. Nawet więc jeśli przyjąć, że prokurator dopatrzył się związku między napadem a mającym miejsce kilka godzin później wylewem, na pobyt podejrzanego w areszcie raczej to już nie wpłynęło.

I to chyba tyle. Może nie mam racji, ale moim zdaniem kino realistyczne powinno być takim w każdym aspekcie. Sprawdziłem, w napisach końcowych filmu zaznaczono, że został skonsultowany z ekspertem ds. więziennictwa. Mam nadzieję, że kolejne - na które czekam równie niecierpliwie, co inni miłośnicy twardego polskiego kina - będą powstawać we współpracy z fachowcami od kwestii prawnych.

Paweł Wrześniewski, 5 października 2013 r.